W Górach Księżycowych

Udało nam się nie utopić w wodach Nilu Białego oraz nie spiec w afrykańskim słońcu, dlatego należało już wyruszyć na wędrówkę w kierunku gór wysokich. Od ponad stu lat wiadomo już, że gór Kong, tak naprawdę w Afryce Zachodniej, poza błędnymi mapami, nigdy nie było (dociekliwym w czasach powszechnego „wciskania kitu” polecam książkę Toma Phillipsa zatytułowaną „Prawda. Krótka historia wciskania kitu”. Niemniej blisko 1900 lat temu przez Ptolemeusza z Aleksandrii na mapie Afryki w pobliżu równika zostały zaznaczone Góry Księżycowe. Dzisiaj mamy podstawy przypuszczać, że chodziło o pasmo górskie pochodzenia wulkanicznego o nazwie Ruwenzori, co oznacza „miejsce, z którego przychodzi deszcz”. Zapraszam więc na wędrówkę przez równikową dżunglę i bagna Ruwenzori, podczas której należy zachować daleko idącą ostrożność, ale przynajmniej malaria nam nie zagraża, bo na wysokościach powyżej 2500-3000 m n.p.m. nie występuje, gdyż nie ma tam warunków do przeżycia komarów.

W dolinie Bujuku – wokół dżungla równikowa

Doliną Bujuku wędrujemy na Górę Stanleya, a naszym celem jest pięciotysięcznik – szczyt Małgorzaty. Ciekawostką, w kontekście dyskusji na temat współczesnych zmian klimatu jest to, że przez 100 lat powierzchnia lodowców tropikalnych w górnych partiach masywu Ruwenzori zmniejszyła się pięciokrotnie. Zapraszam do lektury reportażu przedstawiającego dalszy ciąg fascynującej afrykańskiej przygody (cz. II), a zatytułowanego „Różne uroki Afryki w jednej wyprawie: RUWENZORI TREKKING”, który ukazał się w 2009 roku w 174-175 numerze „Echa Limanowskiego”. Dodam, że niekiedy jestem pytany, która z wypraw to ta naj… Zawsze odpowiadam, że takiej nie ma. Bo wszystkie były wyjątkowe, a każda była inna. Ale muszę przyznać, że wędrówka w Górach Księżycowych pozostawiła w mojej pamięci niezatarty ślad. Tęsknię do niej…

Warszawa, 3 października 2021 r.