W porównaniu do wielu innych podróży, trzeci etap wyprawy we Wschodniej Afryce Równikowej był, obok nietypowego, bo ukierunkowanego na fotograficzne safari pobytu w 2016 roku w Tanzanii (z którego pozostał m.in. krótki film
Osłanianie słonia – odnalezione w czasach zarazy – ku pokrzepieniu serc), w największym stopniu skupiony na zwierzętach. Można by powiedzieć, że dotyczył problemu bioróżnorodności, której potrzeba ochrony jest już zrozumiała nie tylko dla ekologów. Oczywiście, głównym celem było spotkanie w północnorwandyjskiej dżungli z rodziną goryli górskich (Gorilla beringei), gatunku ginącego, który w Rwandzie objęto już ochroną, ale w sąsiedniej Demokratycznej Republice Konga już niekoniecznie.
Chcieliśmy też zobaczyć zwierzęta uznane przez myśliwych za najbardziej niebezpieczne, tj. lwy i lamparty, afrykańskie słonie i bawoły oraz nosorożce czarne, czyli tzw. Wielką Piątkę Afryki (w tym przypadku nie mylić z piątką dla zwierząt). Niektóre z tych zwierząt w wielu krajach na Czarnym Lądzie mogą już myśliwym pokazać „gest Kozakiewicza”.
Ale w Polsce nie mogą tego jeszcze zrobić na przykład łosie (których populacja jest oceniana na 30-60 tys.), dla których minister resortu środowiska zamierza znieść, obowiązujące od 2001 roku, moratorium zakazujące ich odstrzału, bo wciąż nie są one gatunkiem chronionym lecz łownym. Chwilowo odwołano (można by rzec “odstrzelono”) ministra, ale warto przypomnieć, że już cztery lata temu minister środowiska Jan Szyszko podpisał rozporządzenie w sprawie zniesienia zakazu polowania na łosie. Z lobby myśliwskim zmagają się też bobry, wilki oraz dziki, które może i są dzikie, ale przecież nie są złe.
Zapraszam do lektury reportażu przedstawiającego ciąg dalszy fascynującej afrykańskiej przygody (cz. III), a zatytułowanego „Różne uroki Afryki w jednej wyprawie: SAFARI I GORYLE GÓRSKIE”, który ukazał się w 176-177 numerze „Echa Limanowskiego”.
Warszawa, 30 października 2021 r.